Na to pytanie każdy odpowiada sobie sam, najczęściej dodając, że najbardziej lubi ubierać te najwygodniejsze ubrania. Szczęśliwi są ci, którzy pracują w miejscu, w których nie obowiązuje konkretny strój pracowniczy. W każdym jednak miejscu dress code to rzecz istotna.
Nawet pracując w niewielkiej firmie, która na swoich pracowników nie narzuca sztywnych ram w kwestii ubioru, panują pewne niewypowiedziane zasady. Bo przecież, czy przyjście do pracy w dresie sportowym zostałoby odebrane pozytywnie? Wątpię. Szczególnie, jeśli jest szansa, że tego dnia do firmy wpadnie klient. Nic dziwnego nie byłoby w sytuacji, w której kierownik kazałby nam się wrócić do domu by niestosowne ubranie zmienić na coś bardziej uniwersalnego.
Dobierając garderobę musimy mieć na uwadze, że mówi ona o nas bardzo wiele. Jeśli chcemy być zauważeni za wszelką cenę, możemy popełnić jeden z karygodnych błędów. Schemat takiego postępowania wskazał mi przed wieloma laty na studiach mój wykładowca. Otóż niektóre ze studentek podchodzących do egzaminu, mimo całkiem niezłej wiedzy, kończyły ustny egzamin z oceną gorszą, niż koleżanki, które udzielały odpowiedzi na tym samym poziomie. Ze znajomym zaczęliśmy się zatem zastanawiać, o co może chodzić. Wpadliśmy na pomysł, że być może profesor faworyzuje te panie, które odsłoniły nieco więcej ciała. Okazało się jednak, że było zupełnie na odwrót – gorsze wpisy zbierały te z koleżanek, które liczyły na temperament profesora.
Następnie, w rozmowie z innym ćwiczeniowcem dowiedzieliśmy się, że jest to sposób profesora na radzenie sobie z damessami, które myślą, że głęboki dekolt wystarczy, by zdać egzamin. Oczywiście pan profesor podchodził do sprawy racjonalnie – gdy widział, że ubiór wynika ze stylu bycia studentki, a wiedzą imponuje, nie robił nikomu problemów. Biada jednak tym, którzy próbowali przyćmić brak wiedzy odważnym strojem…
I tak samo jest w pracy, pamiętajcie!
Dodaj komentarz